„Mandinka” to był koniec lat 80., a ona nie pozostawiała nikogo obojętnym wobec swojego głosu, muzyki oraz wyglądu. Jakieś dwa lata później sięgnęła po piosenkę, którą napisał Prince i dała jej skrzydła. Te skrzydła uniosły ją w muzyczną stratosferę show-biznesu, jednak ona postanowiła stąpać twardo po ziemi, pozostając wierną swoim przekonaniom wbrew wszystkim.
Ten jeden raz, kiedy słuchałem jej na żywo, zbiegł się akurat z nienajlepszym czasem w moim życiu. W takich chwilach pewne piosenki nabierają większej siły, a ona nie szczędziła nigdy emocji i szczerej ekspresji na scenie.
Odeszła zupełnie niespodziewanie.
Sinéad... Goodbye beautiful voice, goodbye restless heart.