To nie była miłość od pierwszego wejrzenia i wciąż to raczej zauroczenie – ale trwa, więc kto wie, może coś z tego będzie. Na razie jest mała kolekcja, ale z potencjałem!
Początkowo LEGO BrickHeadz kojarzyły mi się z winylowymi figurkami Funko Pop, które przedstawiają bohaterów i bohaterki popkultury w charakterystyczny sposób: z dużą głową o nieco prostokątnym kształcie, wyrazistymi oczami, niewielkimi nosami oraz z najczęściej niewidocznymi ustami. Kusiło mnie, by sięgnąć po nie nie raz, ale wiedziałem, że jeśli kupię jedną, to już po mnie i w ślad za nią pójdą kolejne – a podobnie jak w przypadku LEGO, wiąże się to nie tylko z funduszami, ale także miejscem na odpowiednią ekspozycję takiej kolekcji.

Funko Popy są oczywiście bardziej dopracowane niż Brickheady z LEGO – mamy tu całą masę szczegółów charakterystycznych dla każdej postaci: od włosów czy nakryć głowy zaczynając, a na kostiumach kończąc. Klocki, nawet te najmniejsze i o najbardziej wymyślnych kształtach, nie dają już takich możliwości – ale też są na swój sposób urokliwe...

Ten „kanciasty” urok zacząłem odkrywać w ubiegłym roku. Spodobała mi się Ahsoka (40539) z „Gwiezdnych Wojen”, ale wkrótce doceniłem także duet Obi-Wan i Darth Vader (40547); do tego może jeszcze jakiś zestaw z „Władcy Pierścieni”... Stop! Miało nie być Funko Popów, nie będzie też Brickheadów – i tak zakończyłem temat... Przynajmniej na kilka miesięcy. Bo chociaż nie kupiłem żadnej klockowej figurki o dużych lśniących oczach z różowym elementem 2x2, który w kanciastej głowie służy za mózg, to miałem już przecież kolekcję LEGO, której Brickheady mogły stać się całkiem sensownym uzupełnieniem (jak to człowiek potrafi sobie niejedną rzecz zracjonalizować, prawda?). Przyszedł więc grudzień, Święta, choinka – a pod choinką: Aśka, Obi z Vaderem oraz Komandor Cody (40675). I jak tu się nie cieszyć? Radość była tak wielka, że z marszu dołączył do nich brickheadowy Tusken Raider (40615) oraz bohaterowie „Mrocznego widma” (40676) – rzutem na taśmę, bo w ramach świątecznej wyprzedaży na stronie LEGO, w wyniku której oba zestawy w dość krótkim czasie zostały faktycznie... wyprzedane.

Obiecałem sobie, że w przypadku Brickheadów będę trzymał się serii LEGO Star Wars i obietnicy dotrzymałem... do połowy lutego. Wtedy mój Brat zaprosił mnie do kina na film „Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat”, a przed seansem obdarował przeuroczym brickheadowym duetem nowego Kapitana Ameryki i Czerwonego Hulka (40668). Nie będę kłamał – zestaw ten spodobał mi się już wcześniej i biłem się z myślami, czy za jego sprawą nie poszerzyć horyzontów swojej kolekcji BrickHeadz o figurki z uniwesum Marvela. Dominik rozwiązał ten problem za mnie, otwierając drzwi m.in. dla Iron Mana (40669), Iron Spider-Mana (40670) oraz innych postaci z komiksów i MCU, które pojawią się w tej serii LEGO w przyszłości.

Do figurek BrickHeadz nie podchodzę bezkrytycznie. Nie wszystkie wpasowują się estetycznie w mój gust. Ale ostatecznie wielu z nich trudno odmówić uroku, a sobie przy tej okazji odrobiny radości zamkniętej w niewielkim pudełku z klockami. Dorzućmy do tego efekt ekskluzywności – LEGO bowiem sprzedaje te zestawy tylko w swoich oficjalnych sklepach oraz na stronie internetowej lego.com – i mamy kolejny idealny obiekt pożądania dla kolekcjonerów. Na zakończenie dodam jeszcze z dumą, że dzielnie powstrzymałem się przed zakupem tegorocznych Bickheadów Disney'a (Dumbo wygląda całkiem nieźle, ale Kłapouchy trochę mnie rozczarował), nadal też nie jestem posiadaczem żadnego Funko
Popa... Przynajmniej na razie 😉